Ciągle było słychać śmiech. Gdzieś...nie wiem gdzie. Czy w naszych
głowach, czy to na świecie. W ogóle nie wiem gdzie jesteśmy. Jedyne co
teraz jest wiadome to, to, że jesteśmy na pustyni. Ten głos...był coraz
bardziej donośny. Zaraz, zaraz...gdzie jest panicz?! Do tego ta anielica.
Nie cierpię aniołów. Brzydzę się nimi. Wstrętne....może nie będę się
zagłębiał w temat.
Dotknąłem znaku na swej dłoni. Próbowałem wyczuć obecność panicza. Nic. Pustka. Zupełna pustka, jakby go nie było. Zawsze potrafiłem go wyśledzić, to była cześć kontraktu, nie mógł mi uciec, a teraz... Było źle bardzo źle.
- A ty dokąd? - warknęła anielica do łysego faceta w goglach.
- Przeżyć - powiedział po prostu.
W tej chwili zaczął się budzić ten facet, którego tu "zrzucono". Wstał pospiesznie, przykucnął i obserwował nas czujnie.
- Sebastian Michaelis - przedstawiłem się uprzejmie.
Facet jednak nie odpowiedział na pozdrowienie.
<Kiba? lub Kayle?>
<Kiba? lub Kayle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz