poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Od Kanaji (Hawke) - bliscy śmierci

Byłam wykończona. Dawno tak koszmarnie się nie czułam. Byłam głodna, zziębnięta, moja moc była niemal na wykończeniu i musiałam czerpać z Pustki, by dać nam choć trochę ciepła i jakiekolwiek szanse przeciwko wciąż rojącym się lodowym potworom. 
Nie tylko ja byłam w złym stanie. Ciel i Jeff ledwo się wlekli. Wiedziałam, że żaden z nich nie jest do końca człowiekiem. Przynajmniej nie w normalnym znaczeniu tego słowa. Mały hrabia przypominał mi maga krwi, lub wręcz Plugawca. Miał w sobie złogi ciemności, ale nawet ona miała chyba jakieś granice.
Szliśmy wąską ścieżką między lodowymi górami. Z boku, z zaspy wystawała czyjaś kończyna.
- Trup? - jęknęłam.
Jeff doskoczył do lezącego i dziabnął go nożem. Usłyszeliśmy warknięcie i obcy mężczyzna się poruszył strzepując z siebie śnieg.
- Ten jest żywy - zakomunikował Jeff z szerokim uśmiechem.
- Tam coś jest - zawołał Ciel i wskazał kłąb pary na końcu ścieżki.
- Gorące źródło...? - wyszeptałam z nadzieją. 
Niestety przed nami coś się kotłowało. Nie byłam pewna co, ale wiedziałam, że choć jeszcze nas nie widzi to jest cholernie groźne.

<Jake? Jak tam pobudka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz