Skwar dawał się nam coraz bardziej we znaki. Czułem, że niewiele już pociągniemy. Bez jedzenia da się dość długo przeżyć, ale nie bez wody, a zdawało się, że na tej planecie wody zwyczajnie nie ma.
Szliśmy wciąż wąskimi samami skał. Przed siebie, nie mając konkretnego celu. W zagłębieniach szukaliśmy wody, na nic. Nie było tu widać obecności, żadnych istot żywych. Niczego oprócz nas i tych ogromnych robali, które najwidoczniej żywiły się samym piaskiem, bo nie raz widziałem jak zagarniały do swych paszczy połacie piachu.
Spojrzałem na sztylet, ciasno przywiązany do mojej lewej, martwej dłoni. Przynajmniej był z niej jaki taki pożytek.
- Tam! - zawołała Kayle lecąca ponad nami. - Zieleń!
Odetchnąłem z ulgą, choć miałem wrażenie, że coś nieprzyjemnego nas czeka. I faktycznie, gdy weszliśmy pod górę, wspinając się po stromych skałach i stanęliśmy na szczycie okazało się, że od połaci zieleni dzieli nas piaszczysta połać, w której aż kotłowało się od czerwi.
- Cholera - warknąłem.
Odległość była zbyt duża, by choćby Kayle mogła tam dolecieć. Zatrzymałaby ją bariera. Nie widziałem także żadnych skał, po których moglibyśmy przejść.
- Da się jakoś obejść robale? - spytał Sebastian.
- Nie - powiedziała z żalem w głosie. - Oazę otacza pierścień piachu, a tam aż się roi od tych potworów.
Musieliśmy coś wymyślić. Jeżeli szybko nie znajdziemy wody, zginiemy. Ta oaza mogła być naszym jedynym ratunkiem.
<Kto teraz? A i radzę poczytać o czerwiach pustyni, to się dowiecie co je wabi i jak ich unikać ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz