Siedziałem
pod palmą, oczy same zaczęły mi się zamykać. Zasnąłem...obudziłem się w
ogrodzie. Dziwne, przyśniło mi się, że wylądowałem gdzieś daleko od
panicza, nie mogłem go wyczuć. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem
szukać panicza. O dziwo nie mogłem go znaleźć. Nigdzie...ruszyłem do
miasta, jak najszybciej. Gdyby coś mu się stało? Nie! Muszę wybić to
sobie z głowy.
Podbiegłem do panicza. Był cały we krwi. Tylko jak on mógł dać się tak załatwić? z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego. Opadłem bezwładnie na kolana. Podniosłem go i przytuliłem. - Nie zostawiaj mnie! - krzyknąłem - Se....se...basti...an - powiedział zachrypłym głosem - Nie, nie, nie!!! - krzyknąłem i rozpłakałem się jak dziecko On, on nie żyje! Jak, dlaczego? Czemu mi to zrobił?! Po co mam żyć? Lepiej sam sobie je odbiorę niż mam żyć ze świadomością złamania paktu. To przeze mnie nie żyje! Ja go nie dopilnowałem! Ja! |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz