piątek, 30 maja 2014

Od Doctora - Ja żyję... ale co to za życie?

Nagle TARDIS wpadła w turbulencje. Doszło do kilku gwałtownych spięć i przechyłów. Chwyciłem się mocniej panelu, a Jack i Rose zrobili to samo.
- Co się dzieje! - krzyknął Jack Hartness trzymając się z całych sił
- Nie wiem - zacząłem biegać dookoła konsoli sprawdzając wszystkie parametry i próbując ustalić przyczynę problemu - Coś nas ciągnie ku sobie... to...
Zamarłem wpatrując się w tablicę wyświetlającą liczbę "9".
- Doktorze!! - krzyknęła Rose, starając się dojść do mnie po chwiejącym się pokładzie - O co chodzi?
- Jest źle - oznajmiłem grobowym tonem - A nawet bardzo źle...
Niespodzianie TARDIS przestała się trząść. Oparłem się o barierkę.
- Co się stało? - zapytał Jack patrząc na mnie z niepokojem
- Dryfujemy prosto w wir czasowy - odparłem - Nie mogę zboczyć z kursu. TARDIS jest wchłaniana w sam jego środek. Ostatnia żyjąca TARDIS skończy tam, gdzie nikt o niej nie będzie pamiętał.
- Ale Doktorze, coś na pewno da się zrobić! - zaprotestowała z rozpaczą w głosie moja towarzyszka - Włączyć silniki na pełną moc czy... no nie wiem skoczyć gdziekolwiek!
Pokręciłem przecząco głową.
- Ale... Jack! - niespodziewanie Rose podbiegła do mężczyzny - Masz jeszcze ten teleport?
- Tak, ale...
No tak! Teleport Agenta Czasu! Że też o nim zapomniałem! Mogę przenieść Rose w bezpieczne miejsce.
- To świetny pomysł! - uśmiechnąłem się promiennie podbiegając do dziewczyny - Rose! Jesteś geniuszem!
Wyjąłem Soniczny Śrubokręt i przez chwilę poświeciłem nim na teleport Jacka.
- I gotowe! - uśmiechnąłem się promiennie - Energi wystarczy na jeden lot na ziemię!
Spojrzałem Jackowi w oczy i skinąłem lekko głową.
- Świetnie! - ucieszyła się Rose - W takim razie na co czekamy?
- Żegnaj Doktorze - powiedział jeszcze Jack chwytając mocno Rose
Oboje zniknęli. Zapadła głucha cisza. Zacząłem przechadzać się po TARDIS gładząc delikatnie jej części. Byłem smutny, ale jednocześnie cieszyłem się, że Rose jest bezpieczna.
- No moja kochana - uśmiechnąłem się lekko do TARDIS - To już koniec naszej wędrówki. Przeżyliśmy wspólnie tyle pięknych chwil! Zwiedziliśmy cały wszechświat! A teraz czas na nas.
Poczułem, że TARDIS zaczyna wirować; zapadać się w otchłań... Cząstki energii regeneracyjnej krążyły w powietrzu.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie i uderzenie. Cały statek zatrząsł się i przewrócił na bok. Puściłem konsolę i spadłem w głąb TARDIS, przez bibliotekę, aż do basenu. Na chwilę znalazłem się pod wodą, ale kilkoma pociągnięciami ramion wynurzyłem się na powierzchnię.
- Ja żyję! - krzyknąłem radośnie, a zaraz potem uświadomiłem sobie, że... - I jestem mokry...
Podpłynąłem do boku basenu, by wziąć stamtąd urządzenie strzelające kotwiczką. Pstryknięciem otworzyłem drzwi mojego statku kosmicznego i dokładnie wycelowałem. Strzeliłem, a kotwiczka wyleciała przez drzwi i zaryła w czymś na zewnątrz. Zacząłem się wspinać po linie. Chwilę mi to zajęło i nieco się zmachałem, ale wreszcie udało mi się dostać na szczyt. Wyskoczyłem przez otwarte drzwi policyjnej butki na zieloną trawę i ujrzałem śpiące opodal istoty humanoidalne. Chciałem do nich podejść, ale poczułem senność.

"Budzę się na TARDIS. Wstaję z łóżka i wychodzę na pokład główny. Rose i Jack krzątają się przy kontrolkach.
- Hej! Kto wam pozwolił startować? - zapytałem z wyrzutem
Moi towarzysze spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Ich twarze rozpromieniły uśmiechy.
- Doktor! - krzyknęli jednocześnie podbiegając do mnie
- Myśleliśmy, że nie żyjesz! - dokończyła Rose
- Co ja? - zdziwiłem się - Co się stało?
- Zabili cię Dalekowie... zaraz po tym jak zniszczyłeś Ziemię - odpowiedział poważnie Jack
- Żartujesz? - zapytałem - Ja?
- Tak - skinęła głową Rose - Byliśmy tam.
- Więc... jakim cudem żyjecie?
- My nie żyjemy - odpowiedział Jack i razem z Rose rozsypali się w miliardy cząsteczek.
Stałem oniemiały. Ziemi zniszczona. Rose, Jack, Sara... wszyscy nie żyją!! TARDIS? Cała... TARDIS i ja w świecie, w którym zniszczyłem Ziemię... dlaczego?
Osunąłem się na kolana. Najpierw Gallifrey teraz Ziemia... Co jeszcze będę musiał zniszczyć?"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz