Nagle
TARDIS wpadła w turbulencje. Doszło do kilku gwałtownych spięć i
przechyłów. Chwyciłem się mocniej panelu, a Jack i Rose zrobili to samo.
- Co się dzieje! - krzyknął Jack Hartness trzymając się z całych sił - Nie wiem - zacząłem biegać dookoła konsoli sprawdzając wszystkie parametry i próbując ustalić przyczynę problemu - Coś nas ciągnie ku sobie... to... Zamarłem wpatrując się w tablicę wyświetlającą liczbę "9". - Doktorze!! - krzyknęła Rose, starając się dojść do mnie po chwiejącym się pokładzie - O co chodzi? - Jest źle - oznajmiłem grobowym tonem - A nawet bardzo źle... Niespodzianie TARDIS przestała się trząść. Oparłem się o barierkę. - Co się stało? - zapytał Jack patrząc na mnie z niepokojem - Dryfujemy prosto w wir czasowy - odparłem - Nie mogę zboczyć z kursu. TARDIS jest wchłaniana w sam jego środek. Ostatnia żyjąca TARDIS skończy tam, gdzie nikt o niej nie będzie pamiętał. - Ale Doktorze, coś na pewno da się zrobić! - zaprotestowała z rozpaczą w głosie moja towarzyszka - Włączyć silniki na pełną moc czy... no nie wiem skoczyć gdziekolwiek! Pokręciłem przecząco głową. - Ale... Jack! - niespodziewanie Rose podbiegła do mężczyzny - Masz jeszcze ten teleport? - Tak, ale... No tak! Teleport Agenta Czasu! Że też o nim zapomniałem! Mogę przenieść Rose w bezpieczne miejsce. - To świetny pomysł! - uśmiechnąłem się promiennie podbiegając do dziewczyny - Rose! Jesteś geniuszem! Wyjąłem Soniczny Śrubokręt i przez chwilę poświeciłem nim na teleport Jacka. - I gotowe! - uśmiechnąłem się promiennie - Energi wystarczy na jeden lot na ziemię! Spojrzałem Jackowi w oczy i skinąłem lekko głową. - Świetnie! - ucieszyła się Rose - W takim razie na co czekamy? - Żegnaj Doktorze - powiedział jeszcze Jack chwytając mocno Rose Oboje zniknęli. Zapadła głucha cisza. Zacząłem przechadzać się po TARDIS gładząc delikatnie jej części. Byłem smutny, ale jednocześnie cieszyłem się, że Rose jest bezpieczna. - No moja kochana - uśmiechnąłem się lekko do TARDIS - To już koniec naszej wędrówki. Przeżyliśmy wspólnie tyle pięknych chwil! Zwiedziliśmy cały wszechświat! A teraz czas na nas. Poczułem, że TARDIS zaczyna wirować; zapadać się w otchłań... Cząstki energii regeneracyjnej krążyły w powietrzu. Nagle poczułem mocne szarpnięcie i uderzenie. Cały statek zatrząsł się i przewrócił na bok. Puściłem konsolę i spadłem w głąb TARDIS, przez bibliotekę, aż do basenu. Na chwilę znalazłem się pod wodą, ale kilkoma pociągnięciami ramion wynurzyłem się na powierzchnię. - Ja żyję! - krzyknąłem radośnie, a zaraz potem uświadomiłem sobie, że... - I jestem mokry... Podpłynąłem do boku basenu, by wziąć stamtąd urządzenie strzelające kotwiczką. Pstryknięciem otworzyłem drzwi mojego statku kosmicznego i dokładnie wycelowałem. Strzeliłem, a kotwiczka wyleciała przez drzwi i zaryła w czymś na zewnątrz. Zacząłem się wspinać po linie. Chwilę mi to zajęło i nieco się zmachałem, ale wreszcie udało mi się dostać na szczyt. Wyskoczyłem przez otwarte drzwi policyjnej butki na zieloną trawę i ujrzałem śpiące opodal istoty humanoidalne. Chciałem do nich podejść, ale poczułem senność. "Budzę się na TARDIS. Wstaję z łóżka i wychodzę na pokład główny. Rose i Jack krzątają się przy kontrolkach. - Hej! Kto wam pozwolił startować? - zapytałem z wyrzutem Moi towarzysze spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Ich twarze rozpromieniły uśmiechy. - Doktor! - krzyknęli jednocześnie podbiegając do mnie - Myśleliśmy, że nie żyjesz! - dokończyła Rose - Co ja? - zdziwiłem się - Co się stało? - Zabili cię Dalekowie... zaraz po tym jak zniszczyłeś Ziemię - odpowiedział poważnie Jack - Żartujesz? - zapytałem - Ja? - Tak - skinęła głową Rose - Byliśmy tam. - Więc... jakim cudem żyjecie? - My nie żyjemy - odpowiedział Jack i razem z Rose rozsypali się w miliardy cząsteczek. Stałem oniemiały. Ziemi zniszczona. Rose, Jack, Sara... wszyscy nie żyją!! TARDIS? Cała... TARDIS i ja w świecie, w którym zniszczyłem Ziemię... dlaczego? Osunąłem się na kolana. Najpierw Gallifrey teraz Ziemia... Co jeszcze będę musiał zniszczyć?" |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz